Wstałam rano z ogromnym bólem głowy. Podnosząc się powoli z
dębowego łoża, zerknęłam w stronę Nicole i Anji. Obie jeszcze spały, przykryte
prawie po uszy grubymi kocami. Szybkim ruchem różdżki pościeliłam swoje
posłanie i podążyłam szybkim krokiem w stronę łazienki. Spojrzałam w lustro i
jak zwykle, ujrzałam rudą dziewczynę z rozczochraną czupryną i lekkimi sińcami
pod oczami. Potraktowałam twarz lodowatą wodą, która szybko wygoniła ze mnie
resztki zaspania. Kiedy próbowałam ogarnąć moje niesforne kosmyki, do
pomieszczenia weszła Nicole, wyszczerzając na powitanie swoje proste i białe
zęby. Patrzyłam na nią pełna podziwu. Jej buzia wyglądała idealnie, cera była
jasna i promienna, a włosy gładkie, jakby dopiero wyszła od fryzjera.
Zazdrościłam dziewczynie tego, że nawet siedmiu godzinach snu wyglądała jak top
modelka. Wzdychając lekko, wyszłam z łazienki mrucząc:
- Czekam w Pokoju Wspólnym.
W drodze do salonu Gryffonów zdołałam obudzić oporną na
wszystkie bodźce zewnętrze Anję. Całą swoją siłą, zerwałam z niej koc, na co
dziewczyna odpowiedziała dość głośnym piskiem.
- Wstawaj śpiochu! Za
10 minut zbiórka w Pokoju Wspólnym, idziemy na śniadanie. – Wypowiedziałam te
słowa jednym tchem, po czym zeszłam na dół. Przy kominku stali już James,
Albus, Fred ,Roxanne i Hugo. Obdarzyłam każdego soczystym całusem, po czym
stanęłam obok, czekając na moje przyjaciółki.
- Jak tam pierwsza
noc w Hogwarcie w tym roku? – zagadnął mnie Hugo, widząc moje znużenie.
- Źle. Nie mogłam
spać. James mówił Wam o wczorajszej wizycie Malfoya na naszym piętrze?
Chłopak spojrzał mi w oczy i objął ramieniem.
- Musimy wierzyć, że
Ślizgon przyszedł tu tylko z ciekawości. Ot tak. - Mój brat starał się przyjąć
wesoły ton, jednak jego głos odrobinę się załamywał.
- Wiecie, te pogłoski
o tym, że jego ojciec coś knuje, że chce zostać Ministrem Magii, sprawiają, że
jesteśmy bardziej czujni. – wtrąciła Roxanne, bawiąc się kosmykiem swoich
ognistych włosów.
- Póki, co, nie ma powodów do
obaw. – skwitował szybko James, widząc idące w naszą stronę dziewczyny i Adama.
W Wielkiej Sali unosiły się wspaniałe zapachy smażonych
jajek, boczku i tostów z serem. Fred z Louisem z ogromną werwą rzucili się w
stronę stołu Gryfonów, rozsiadając się między kilku przestraszonych
pierwszoroczniaków. Wraz z przyjaciółkami zajęłyśmy miejsca naprzeciw kuzynów,
żałując zaraz tej decyzji. Chłopaki w niezwykle nieapetyczny sposób popijali
ogromne ilości jedzenia kuflami soku dyniowego. Wzdychając głęboko, nałożyłam
najmniejszą kromkę chleba tostowego. Zdałam sobie sprawę, że mój apetyt
przeminął na dobre. Nasze śniadanie przerwał Brandon, który stanowczym krokiem
kierował się w stronę stołu Gryfonów, dzierżąc w swoich dłoniach najnowszy
egzemplarz „Proroka Codziennego”. Chłopak rzucił nam gazetę, siadając między
mną a Anją. Nie musieliśmy nawet otwierać szarego brukowca, gdyż pierwsza
strona wręcz do nas krzyczała.
Przysunęłam obiekt zainteresowania w moją stronę ignorując nerwowe
mruczenie Hugo i bojowe okrzyki Freda i Louisa.
- Cicho wszyscy! –
zarządziłam. – Zaczynam czytać.
Odchrząknęłam kilka razy i wyprostowałam się na krześle.
Starałam się opanować ton głosu tak, aby postronni nie wyczuli mojego
zdenerwowania.
Harry Potter głową Ministerstwa?
Dziś członkowie Ministerstwa Magii z własnej inicjatywy
wysunęli kandydaturę Pana Pottera na stanowisko Ministra. Decyzja była poparta
większością głosów oddanych przez pracowników wszystkich wydziałów
Ministerstwa. Jedynymi przeciwnikami owej kandydatury okazali się być przedstawiciele
Wydziału Utrzymania Tożsamości i Tradycji założonej 10 lat temu przez Teodora
Nott’a. Twierdzą oni, iż Potter przez wszystkie lata swojego życia wykazywał
się lekceważeniem w stosunku do ogólnie przyjętych zasad oraz wrogim
nastawieniem do teorii utrzymania czystości krwi. Ponadto członkowie wydziału
uważają, że to właśnie Pan Harry Potter poprzez swój bunt jest odpowiedzialny
za wszelkie nieszczęścia, które spotkały pokolenie czarodziejów przed 30 laty.
Gdy skończyłam czytać, zgięłam ze zdenerwowania gazetę i
rzuciłam ją pod nogi jakiejś trzecioklasistki. Spostrzegłam, że twarz Jamesa
robi się coraz bardziej czerwona, więc chwyciłam kuzyna kurczowo za rękę, aby
go uspokoić.
- Ojciec Nott’a był Śmierciożercą!
Oszołomiła go nasza mama, a teraz siedzi w Azkabanie. – Hugo próbował mówić
szeptem, jednak emocje, które nim targały, doprowadziły jego głos do
nieprzyjemnego dla uszu pisku.
- Dokładnie. A jego
synalek założył tę plugawy Wydział pełen byłych Śmierciożerców, którym nie
udowodniono winy i innych pseudo-czarodziejów, którzy najchętniej powybijaliby
wszystkich porządnych obywateli z wątpliwą czystością krwi. – wycedził James,
zaciskając pięść.
- Spokojnie, przecież
obecnym Ministrem jest Kingsley Shacklebolt. On na pewno nie pozwoli na to, aby
Ministerstwo przejął Malfoy. – Uspokajał wszystkich Albus.
Reszta towarzystwa pokiwała głowami wobec spostrzeżeń
Albusa.
- To wszystko mi nie
gra. Wydaje mi się, że Draco coś knuje. – rzuciła Roxanne.
Nagle do Wielkiej Sali wszedł Scorpius. Jego zazwyczaj blada
twarz przybrała teraz barwę purpury, a w szarych oczach malowała się
wściekłość. Za nim podążał tępy osiłek Drake, który również miał nietęgą minę.
Ślizgoni przepchali się przez grupkę uczniów i usiedli obok Lucy Nikwerdis,
która najwyraźniej była zdziwiona ich zachowaniem. Scorpius mówił coś do swoich
przyjaciół, po czym odwrócił się w naszą stronę, posyłając nam pełne wrogości
spojrzenie. Zerkałam zdziwiona na chłopaka, uświadamiając sobie, że zapewne
przeczytał już dzisiejsze wydanie Proroka Codziennego. Wzruszyłam ramionami,
nie mając najmniejszej ochoty na przejmowanie się tym nadętym karaluchem.
Wyciągnęłam z torby złoty zegarek na łańcuszku, który otrzymałam od cioci
Angeliny i wujka George’a w dniu 14 urodzin. Jego czarne wskazówki wskazywały
za kwadrans dziewiątą.
- Kochani, za piętnaście
minut zaczynają się zajęcia. Czas na nas chłopaki. – zarządziłam, ciągnąc za
sobą Adama i Albusa.
Szliśmy przez przestronny korytarz, zatrzymując się co
chwilę, aby powitać kogoś znajomego. Szybko dołączyli do nas bliźniacy, Lorcan
i Lysander, którzy byli w stanie ożywionej kłótni. – Widać, że rodzice jeszcze nie wrócili z
Majorki. – wyszeptał do mnie Adam. ( Rodzicami bliźniaków była Luna Lovegood i
Rolf Scamander, zostali oni przyrodnikami i często podróżowali.)
Weszłam do Sali Profesor Brown, która uczyła transmutacji,
zostawiając w tyle przekomarzających się chłopaków. Miejsce obok mnie zajął
Albus, próbując wyciągnąć ze skórzanej torby dość duży podręcznik do tego
przedmiotu. Oparłam głowę o łokieć, czekając na rozpoczęcie zajęć.
- Scorpiusie, usiądź
obok mnie. – z transu wyrwał mnie dość gruby głos Nathan’a. Był on kumplem
Malfoy’a, tak samo przebiegłym i fałszywym jak blondyn.
Chłopak przybrał już całkiem zdrowy koloryt cery. Zajął
miejsce obok kolegi i nie dał po sobie poznać, że jeszcze dziesięć minut temu
był w ogromnym amoku. Nie miałam jednak
czasu na dalszą obserwację, gdyż do klasy wmaszerowała profesor Brown. Była to
dość drobna i niska kobieta. Jej twarz była nieskazitelna. Mimo wieku, nie było
na niej ani jednej zmarszczki. Gęste, kręcone włosy koloru miodowego wystawały
spod spiczastej tiary, a dość małe, brązowe oczy witały nas wszystkich w nowym
roku szkolnym.
- Mam nadzieję, że
wypoczęliście w wakacje, bo czeka nas dużo pracy. Piąta klasa równa się sumy,
nie zapominajcie o tym. – nauczycielka wygłosiła te słowa stojąc na podeście,
gdzie znajdywało się jej spore mahoniowe biurko.
- Zaczyna się –
westchnął Albus, ocierając pot z czoła.
Uśmiechnęłam się lekko w stronę brata, po czym
ponownie skierowałam swoją uwagę na profesor Brown.
Po transmutacji mieliśmy tak długo wyczekiwane zajęcia
obrony przed czarną magią. W zwartej grupce weszliśmy do klasy, jeszcze przed
rozpoczęciem lekcji. Ted powitał nas wszystkich mocnym uściskiem. Jego brązowe,
jak zawsze rozczochrane włosy zakrywały wysokie czoło, a niebieskie oczy iskrzyły
się młodzieńczym blaskiem. Widać było, że jest dość zestresowany pierwszym dniem,
jako nauczyciel.
- Na pewno będziesz
świetny – poklepałam Teda po plecach, aby dodać mu otuchy. Spojrzał na mnie
nieśmiało, jakby nie wierzył w moje słowa. Rozległ się dzwonek, więc szybko zajęliśmy
swoje miejsca. Usiadłam z Albusem w pierwszej ławce, tak, aby móc dopingować nowego
nauczyciela swoim uśmiechem.
- Witam wszystkich.
Jak zapewne wiecie, nazywam się Ted Lupin i będę Was uczył obrony przed czarną magią.
Stawiam na ćwiczenia praktyczne, więc możecie schować podręczniki. – Mężczyzna
zwrócił się do kilku Krukonów, którzy byli zajęci wyciąganiem książek w
skórzanych oprawach.
Rozejrzałam się po klasie. Ślizgoni okazywali swoje
niezadowolenie, wywracając oczyma i krzywiąc się niemiłosiernie.
- Dzisiaj zajmiemy
się działaniem zaklęcia Ascendio.- donośnym głosem poinformował nas Lupin.- Czy
ktoś wie, co to za zaklęcie?
Cała nasza grupa natychmiast wystrzeliła ręce w górę, co spotkało
się z cichym chichotem uczniów Slytherniu.
- Albus, słucham.
- To zaklęcie, które
wystrzela różdżkę z ogromną siłą, w odpowiednią stronę. – Potter odpowiedział
głośno, zerkając w stronę Ślizgonów.
- Dokładnie, bardzo
pomocne, gdy znajdujemy się w pułapce. 5 punktów dla Gryffindoru. – odparł
nauczyciel, na co Gryfoni zareagowali głośnym rykiem. - W klasie niebezpiecznie
byłoby zastosować to zaklęcie, gdyż zapewne rozwalilibyśmy ściany. Na
szczęście, dyrektor McGonagall pozwoliła nam wyjść na błonia w celu
ćwiczeń.
Szliśmy szybko, nie chcąc tracić ani chwili z zajęć.
Bliźniaki podskakiwali wesoło, wyprzedzając nas, natomiast ja z Albusem i
Adamem dotrzymywaliśmy kroku profesorowi.
- Genialny wybór jak
na pierwszą lekcję, Ted. – mój kuzyn pochwalił Lupina.
- Dzięki. W sumie, to
Harry mi podpowiedział. Ponoć to zaklęcie pomogło mu w Turnieju Trójmagicznym.
– odchrząknął mężczyzna, ogarniając wzrokiem całą klasę.
Na błoniach jesienne słońce przykryte zostało niewielkimi
chmurami. W powietrzu było czuć zapach jabłek i liści. Lekki wiatr ochładzał
nasze ciała, dzięki czemu, wszyscy mieli więcej energii do pracy. Zabraliśmy
się do ćwiczeń. Dzięki wskazówkom Lupina, wszyscy bardzo szybko zrozumieli
istotę Ascendio. Nawet niektórzy Ślizgoni, widząc swoje postępy, zaczęli
przekonywać się do nowego nauczyciela. Obserwowałam z radością Lupina, widząc,
jak wiele przyjemności sprawia mu rola nauczyciela. Był do tego stworzony.
No bardzo fajny pomysł, by Ted został nauczycielem Obrony przed Czarną Magią :)
OdpowiedzUsuńTo dobrze, że Harry też będzie kandydował na Ministra, choć czuję, że to będzie ciężka walka, bo siły zła nadal działają ;d
Wydaje mi się, że raz mogłaby użyć innego określnika niż profesor Brown, ale to szczegół malutki ;)
Czekam na kolejny rozdział.
Aż miło się czyta kolejne rozdziały, są one dla mnie kompletnym oderwaniem się od rzeczywistości i to jest piękne :)
OdpowiedzUsuńPoza tym nowość na www.step-forward.blog.onet.pl zapraszam :)
Ponadto członkowie wydziału uważają, że to właśnie Pan Harry Potter poprzez swój bunt jest odpowiedzialny za wszelkie nieszczęścia, które spotkały pokolenie czarodziejów przed 30 laty.
OdpowiedzUsuńCOOOO?! Nott to parszywiec!
Widzę, że Drake to następca Crabbe'a. A może Goyle'a? ;)
Ted ma smykałkę po ojcu i po chrzestnym. ;D
P.S. Boooski nagłówek ; )
OdpowiedzUsuńPrzyjemnie czytało się ten rozdział. Zaskoczył mnie ten artykuł w Proroku - Harry ministrem? Jakoś nie widzę go w tej roli, sama nie wiem, dlaczego. Może coś w tym jest, że wszelkie regulaminy się go nie trzymają :D Ale ten tekst w Proroku Codziennym czarująco obłudny, przypomina mi to taką przedwyborczą nagonkę... w każdym razie ciekawa jestem, jak to się dalej rozwinie.
OdpowiedzUsuńFajny pomysł z Tedem jako nauczycielem obrony przed czarną magią, naprawdę gratuluję :)
Pozdrawiam!
Uwielbiam Teda- zawsze jest przedstawiany tak ciepło i pozytywnie. Jestem pewna, że świetnie sobie poradzi w roli nauczyciela. Co ta za dziwny pomysł z Malfoy`em na Ministra Magii? Zresztą mniejsza o to, bo Potter zawsze wygra.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny.
10 rozdział na www.fremionestory.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog. Strasznie podoba mi się ten rozdział. W ogóle wszystkie są interesujące i (mówiąc potocznie... O.o) "fajne" (to słowo i tak nie opisuje w całości moich odczuć dotyczących Twojego dzieła). Naprawdę interesujący pomysł. W ogóle wciągające i ciekawe. Widać,że władasz bogatym słownictwem,za co masz u mnie wielki plus ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę.
Jennifer Riddle xD
[huncwoci-i-lily-evans.blogspot.com]
no kurcze, nim skomentowałam trójkę pojawiła sie czwórka, więc komentarz do trzeciego rozdziału masz pod trójką :) a co do tego, to oj dzieje się! Malfoy i Potter będą rywalizować o bycie Ministrem Magii? nieźle, nie spodziewałam sie tego. nie ogarniam tego, kto jest kim, więc wybacz, że jakoś tak sie nie ekscytuję, gdy pada jakieś nazwisko :c ja tam tylko głównych znam, a i tak nie jakoś dobrze, tak więc gratuluję sobie wytrwałości.. gdybyś chciała, to na moim nowym blogu pojawił sie prolog [until-it-breaks]
OdpowiedzUsuńMatko tyle tych dzieci, kuzynów, wujków i ciotek, że ledwo co można się połapać. Coraz większa ta rodzina Weasletów. Jestem ciekawa czy będzie jeszcze więcej o Scropiusie. Bardzo mnie intryguje ;D. Bardzo fajnie, że Ted został nauczycielem, tak samo jak jego ojciec. Mam nadzieję, że będzie jeszcze kilka opisów jego lekcji! Czekam na dalszy rozdział:D
OdpowiedzUsuńweasleyowie.blogspot.com
Świetnie piszesz ;) Na pewno będę śledziła twój blog :D Czekam na następne rozdziały :>
OdpowiedzUsuńkolejny swietny rozdział i kolejna rywalizacja miedzy Draco i Harrym, jak za starych dobrych czasów, że tak powiem:))
OdpowiedzUsuńtwoje opowiadanie to takie moje oderwanie od zycia mugolskiego do swiata magii:))
A ja tam wolę Draco w roli Ministra^^ No cóż, mówiłam, że mam do niego sentyment:D
OdpowiedzUsuńOj tak! Teddy!<3 Miłość do Remusa, przenoszę na jego syna:3
Poza tym to, że Potter i Malfoy będą ze sobą rywalizować, przypomina mi czasy ich nauki w Hogwardzie^^ Oj, będzie się działo!
Pozdrawiam:)
nowość zapraszam
OdpowiedzUsuńkarim-and-love-story.blogspot.com
Rozdział ciekawy, wiele osób pisało o tym, ale ja też napiszę: Teddy to wspaniały pomysł na nauczyciela! Po za tym, widać że akcja się rozwija, lecz powoli. Pisz kolejne notki i mnie informuj oczywiście :D
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się rozdział. jest naprawdę bardzo dobrze opisany. ciekawe czy pani brown jest taka wymagająca jak McGonagall? a Ted profesorem? super pomysł. czekam na ciąg dalszy :)
OdpowiedzUsuńNa http://lilyevans-jamespotter-huncwoci.blog.onet.pl/ jest nowa notka, więc zapraszam :D
OdpowiedzUsuńbloga jeszcze nie czytałam ale niedługo się za to zabieram :) tymczasem u mnie nowy rozdział : nie-oszukasz-przeznaczenia.blogspot.com, zapraszam ~ J.
OdpowiedzUsuń"Zazdrościłam dziewczynie tego, że nawet siedmiu godzinach snu wyglądała jak top modelka." - po siedmiu
OdpowiedzUsuń" - Dokładnie. A jego synalek założył tę plugawy Wydział pełen byłych Śmierciożerców, którym nie udowodniono winy i innych pseudo-czarodziejów, którzy najchętniej powybijaliby wszystkich porządnych obywateli z wątpliwą czystością krwi. – wycedził James, zaciskając pięść." - ten plugawy , bez kropki po "krwi"
"Piąta klasa równa się sumy, nie zapominajcie o tym. – nauczycielka wygłosiła te słowa stojąc na podeście, gdzie znajdywało się jej spore mahoniowe biurko." - sumom , "Nauczycielka" z dużej litery.
Bardzo dobrze, że Ted jednak podołał zadaniu. Sprawienie, że Ślizgoni są zadowoleni z lekcji nie prowadzonych przez ich nauczyciela albo kogoś, kto wyznaje takie same poglądy co do czystości krwi jak oni, jest bardzo trudnym zadaniem! Na szczęście pan Lupin dał sobie radę ^^ Ehh... aż się przypomina jego wspaniały tata :)Jeszcze tylko miodowe oczy, a byłby z niego idealny Remus ;d
Jeżeli ktoś złożył kandydaturę Harry'ego, to myślę, że powinien on wygrać. W końcu zasłużył sobie na to, czyż nie? Zrobił wiele dla czarodziejów, czy to się komuś podoba, czy nie! Dla całego świata magii ;)
Nie dziwi mnie wcale reakcja Jamesa. W końcu kto jak kto, ale on na pewno wie co działo się te 30 -ści lat temu. Jest z pewnością bardziej wtajemniczony niż ktokolwiek inny! Myślę, że zareagowałabym tak samo. ALbo nawet zaczęłabym się wyżywać na Scorpiusie, hehe xd